Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W powiecie wąbrzeskim zaorano drogę, która prowadziła do domu. Właścicielka nie ma jak dojechać, sąsiedzi swojego pola oddać nie chcą

Karina Knorps-Tuszyńska
Karina Knorps-Tuszyńska
Jeszcze kilkanaście dni temu do budynku mieszkalnego w Wielkich Radowiskach prowadziła droga prywatna przez pole, jednak została zaorana. Sąsiadujący z ta posesją Agnieszka, Tomasz, Janina i Benedykt Ciechaccy nie chcą wytyczenia nowej drogi do tego domu prowadzącej przez ich pole, tuż przy ich domu
Jeszcze kilkanaście dni temu do budynku mieszkalnego w Wielkich Radowiskach prowadziła droga prywatna przez pole, jednak została zaorana. Sąsiadujący z ta posesją Agnieszka, Tomasz, Janina i Benedykt Ciechaccy nie chcą wytyczenia nowej drogi do tego domu prowadzącej przez ich pole, tuż przy ich domu Karina Knorps-Tuszyńska
W Wielkich Radowiskach w gminie Dębowa Łąka w powiecie wąbrzeskim zaorano drogę, która od 100 lat prowadziła do jednego z budynków mieszkalnych. Właściciel tego budynku nie ma teraz możliwości dojazdu do swojego domu, a jego sąsiedzi nie chcą oddawać części swojego pola, aby umożliwić dojazd do nieruchomości. - Nie chcę, żeby mi ktoś pod oknami jeździł. Człowiek mieszka na wsi, chce mieć spokój, a nie, żeby samochody pod oknami jeździły. Nasze dzieci rosną, a jeśli będą się chciały budować, a będzie w tym miejscu droga? - mówi "Pomorskiej" Agnieszka Ciechacka, która wraz z rodziną zgłosiła się do nas z prośbą o interwencję.

W Wielkich Radowiskach zaorano drogę prowadzącą do domu

Jedna z dróg w Wielkich Radowiskach od blisko 100 lat prowadziła do jednej z nieruchomości. W ostatnim czasie była nieprzejezdna, dlatego właścicielka budynku podjeżdżała do sąsiadów, czyli do państwa Ciechackich, z prośbą o umożliwienie zostawienia auta oraz przejścia do jej domu przez ich pole. Kobieta na co dzień nie mieszka w tym budynku, więc takie prośby zdarzały się stosunkowo sporadycznie. W pierwszy weekend czerwca 2021 r. właścicielka nieruchomości przyjechała do swojego domu w Wielkich Radowiskach, a że przez rozjechaną drogę nie mogła dostać się do swojego domu, ponownie poprosiła sąsiadów o zostawienie przy ich posesji samochodu oraz przejście przez ich pole na jej posesję. Teraz z taką prośbą może przychodzić znacznie częściej, bo w pierwszy weekend czerwca 2021 r. osoba dzierżawiąca pole, na której była droga do wspomnianej posesji, po prostu ją zaorał. Kobieta straciła możliwość dojazdu do swojego domu, aktualnie służącego jej jako dom letniskowy. Warto jednak podkreślić, że droga ta miała być drogą wytyczoną przez osobę prywatną, biegnącą przez pole. Teraz, gdy pole jest dzierżawione, dzierżawca postanowił drogę zaorać, mimo, że droga prowadziła do posesji od blisko 100 lat.

- Jestem osobą, która w tym momencie jest w najgorszym położeniu. W tej chwili jestem pozbawiona dojazdu do posesji i też nie wiem, co mam zrobić

- mówi nam Lidia Gerc, właścicielka domu, do którego zaorano drogę. Jak podkreśla, dojazd do posesji musi być, a jak to zostanie zrobione, to nie wie. Z tą drogą, która została zaorana miała jednak problemy od kilku lat, ponieważ było trudno przez nią przejeżdżać. - To nie jest moje pole. Ja tej drogi nie orałam i nie mam na nią wpływu - przekazała nam Lidia Gerc. Właścicielkę budynku, do którego nie można obecnie dojechać zapytaliśmy, czy osoba, która drogę orała kontaktowała się z nią przed tym działaniem, jednak przekazała nam, że nie. Jakie widzi rozwiązanie tej sytuacji? Jak nam mówi, teraz nie ma czasu, bo wyjeżdża, ale gdy tylko wróci z podróży, czyli za ok. 3 tygodnie, zamierza porozmawiać z osobą, która dzierżawi pole i która zaorała kilometrową drogę prowadzącą do jej domu. - Muszę mieć dojazd, to jest chyba oczywiste - podkreśla Lidia Gerc.

Tyle czasu nie chcą jednak czekać właściciele sąsiedniej posesji, czyli państwo Agnieszka i Tomasz Ciechaccy, którzy mieszkają w sąsiednim budynku wraz z rodzicami Janiną i Benedyktem Ciechackimi i którzy zgłosili się do "Pomorskiej" z prośbą o interwencję. Jak mówią, w środę 9 czerwca przyjechali do nich urzędnicy z Urzędu Gminy w Dębowej Łące z dzierżawcą, który zdecydował o zaoraniu drogi. To wtedy państwo Ciechaccy dowiedzieli się, że będą mieli udostępnić część swojego pola przed domem, aby umożliwić ich sąsiadce dojazd do drogi publicznej. - Powiedzieliśmy, że drogi tu nie było i nie będzie - podkreśla Tomasz Ciechacki. Państwo Ciechaccy nie chcą słyszeć o służebności drogi, tym bardziej, że droga do sąsiedniej posesji miałaby być prowadzona przez ich pole, tuż przy ich domu, koło okien, na odcinku o długości ok. 100 m. Obecnie nie ma tam nawet ścieżki.

- Nie chcę, żeby mi ktoś pod oknami jeździł. Człowiek mieszka na wsi, chce mieć spokój, a nie, żeby samochody pod oknami jeździły. Nasze dzieci rosną, a jeśli będą się chciały budować, a będzie w tym miejscu droga?

- podkreśla Agnieszka Ciechacka. Jak dodaje, jeśli Ciechaccy oddadzą część działki na drogę, nie będzie się to liczyło do użytków gospodarstwa rolnego i państwo Ciechaccy będą płacili większy podatek rolny.

Agnieszka Ciechacka mówi nam, że już kilka lat temu zwrócono się do nich o udostępnienie pola, ale temat umilkł na kilka lat. Do teraz. A Kazimierz Klimek, wujek pani Agnieszki wspomina, że do sąsiedniej posesji cały czas był dojazd od 1928 r. - Tam była droga. Takiego czegoś nie mogą zrobić. To jest prywatne. Przymusem nie można - podkreśla Kazimierz Klimek.

- Spotkamy się w sądzie - wygrażał się dzierżawca, który zaorał drogę

Państwo Ciechaccy mówią nam, że urzędnicy w środę 9 czerwca przekazali im, że spotkają się w tej sprawie w sądzie. - Co ta gmina robi? Ja tego nie rozumiem. Zamiast ułatwiać, żeby się ludziom lżej żyło, to jeszcze gmina utrudnia - żali się Janina Ciechacka. Wójt gminy Dębowa Łąka Stanisław Szarowski podkreśla jednak, że nie widzi w tej sprawie roli gminy, ponieważ jest to kwestia sąsiedzka. Nie ma tam dróg gminnych. - Tam nie ma żadnych nieruchomości gminnych, które gmina mogłaby udostępnić lub nie udostępnić - tłumaczy "Pomorskiej". Wójt Stanisław Szarowski uważa, że tę sprawę, jeśli sąsiedzi nie dojdą do porozumienia, można rozwiązać jedynie w sądzie. Sąd najprawdopodobniej zdecyduje o ustanowieniu służebności w formie drogi dojazdowej. Przypomnijmy, że właściciele gruntu, na którym ma być droga prowadząca do sąsiedniego budynku, czyli państwo Ciechaccy, otrzymaliby wynagrodzenie. Jak zaznacza wójt Stanisław Szarowski, wiele jest takich sąsiedzkich uregulowań, które funkcjonują przez długie lata, do czasu, gdy właścicielami nieruchomości zostają inne, młodsze osoby.

Rozwiązaniem może być także ustanowienie służebności gruntowej w drodze zasiedzenia. Droga, która została zaorana istniała bowiem od wieku. Sąd mógłby zatem nakazać przywrócenie zaoranej drogi.

Na razie właścicielka nieruchomości, która została bez dojazdu do domu nie zgłosiła się do Urzędu Gminy w Dębowej Łące w tej sprawie.

Dzierżawca pola, który zaorał drogę mówił państwu Ciechackim, że spotkają się w sądzie.

Zobaczcie zdjęcia oraz mapkę:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: W powiecie wąbrzeskim zaorano drogę, która prowadziła do domu. Właścicielka nie ma jak dojechać, sąsiedzi swojego pola oddać nie chcą - Gazeta Pomorska

Wróć na wabrzezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto